sobota, 21 listopada 2015

GIRLSCHOOL - Guilty as Sin (2015)

Jednym z przedstawicieli nurtu NWOBHM jest również Girlschool, który często jest lekceważony o pomijany w przez fanów. W końcu kapela ta nie osiągnęła takiego rozgłosu jak inne bandy reprezentujące ten nurt. Jednak brytyjski Girlschool działa od 1978 r i właściwie dalej tworzą i mają się całkiem dobrze. W ich muzyce można doszukać się wpływów takich kapel jak Motorhead, Angel Witch, Scorpions, Slade czy nawet Sweet. Ogólnie jest to band bardzo nastawiony na hard rocka, na szaleństwo i dobrą zabawę. W takiej formule utrzymane są w sumie wszystkie 13 wydawnictw jakie do tej pory wydali. Tym najnowszym jest „Guilty as Sin”. Mimo upływu czasu i mimo pewnych perturbacji Girlschool nie zmienił się stylistycznie i właściwie co dostajemy na nowym dziele to stary poczciwy NWOBHM wymieszany z hard rockiem. Nie ma właściwie jakichkolwiek eksperymentów, czy prób zmiany formuły. Girlschool idzie dalej wytoczoną już dawno temu ścieżką i troszkę szkoda że nie spróbowali jakoś nas zaskoczyć. „Guilty as Sin” to tylko kawał solidnego, nieco rzemieślniczego brytyjskiego hard rocka wymieszanego z NWOBHM. Wszystko jest proste i w sumie pozbawione świeżości, przez co płyta na dłuższą metę może nieco nużyć słuchacza. Mimo tego, że jest to stara i sprawdzona szkoła hard rocka i w sumie słychać te klasyczne zagrywki gitarowe i feeling lat 80, to jednak są pewne niedociągnięcia. Brzmienie jest nieco przybrudzone, ale jakby obdarte z mocy. Głos Kim też jest już bez mocy i bez drapieżności. Momentami brzmi to wszystko jak jakiś pop rock, a to nie zbyt działa korzystnie na całość. Niezbyt dobrze zespół wypada w takich średnich hard rockowych kompozycjach i to potwierdza już na wstępie otwieracz „Come the Revolution”. Nie ma w tym nic co by przykuło uwagę. Znacznie lepiej Girlschool radzi sobie z szybszym hard rockowym granie w stylu Motorhead i dobrze to obrazuje „Take it like a band”. Jest energia, jest szybkość i mocny riff, czyli to co jest potrzebne by porwać słuchacza. Na płycie pojawia się sporo nijakich kompozycji, które pełnią rolę ewidentnych wypełniaczy. Tak właśnie jest z „Akward Position”. W sumie nie wiele zostaje w głowie z tego co pojawia się na płycie, a jeśli już coś zostaje w głowie to całkiem udany cover The Bee Gees w postaci „Stayin Alive”. Dość często zespół raczy nas rockowymi kawałkami przesiąkniętymi komercją i dlatego też takie kawałki jak „Perfect Storm” nie mają większego przebicia. Najlepszym utworem na płycie jest bez wątpienia „Night before”,a to w sumie zaleta tego że w tym utworze jest sporo z starego Motorhead. Jest pasja, jest szaleństwo, a utwór dość szybko zapada w głowie. Najciekawsze jest to, że jest to zespół który działa od 1978, który ma doświadczenie, który mógłby znacznie więcej osiągnąć. Szkoda tylko że nie przedkłada się to na muzykę i w efekcie mamy średniej klasy hard rockowy materiał utrzymany w stylu lat 80, który nijak ma się do konkurencji i do innych płyt z tego roku. Płyta skierowana właściwie do zagorzałych fanów zespołu.

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz